sobota, 19 listopada 2011

Peeling cukrowy MARIZA z olejkiem z kiełków pszenicy.

Znacie to uczucie, kiedy robiąc peeling, wycieracie się ręcznikiem i... z ciała sypią się Wam dosłownie wiórki naskórka? Ja niestety znam. Moja sucha skóra sypie się nawet bez peelingu, wymaga nawilżania i odpowiedniej pielęgnacji. Jednak peeling był dla mnie znienawidzonym zabiegiem, bo za każdym razem czułam się, jakbym... zmieniała skórę! 
Teraz to się zmieniło! Odkryłam bowiem mój osobisty hit peelingowy. 
Brzoskwiniowy peeling cukrowy z olejkiem z kiełków pszenicy, firmy MARIZA.
Peeling pochodzi ze specjalnej linii SPA, która ma za zadanie nie tylko otoczyć nasze ciało specjalną troską, ale także rozpieścić nasze zmysły.
Po otwarciu - nasz nos atakuje zniewalający zapach brzoskwiń! I nie jest to jakaś syntetyczna woń, a bardzo smaczna, dżemikowa brzoskwinka. Aż chce się go zjeść. ;-)
Peeling zawiera kryształki cukru oraz olejek z kiełków pszenicy bogaty w witaminę E.
Konsystencja jest gęsta, nawet bardzo! Warto, jeszcze przed nałożeniem, rozrobić go trochę z wodą, inaczej może się okazać zbyt ostry dla naszej skóry.
W trakcie używania wydziela ten sam piękny zapach, mam wrażenie, że z mleczno-waniliową nutką. Dodaje energii i rozchmurza, nawet po ciężkim dniu. Myślę, że może też być stosowany podczas porannego prysznica - tak na dobry początek dnia. 
Po użyciu?
Piękna i zdrowo wyglądająca skóra! Aksamitna w dotyku - zauważyłam, że dzięki olejkowi w nim zawartym, skóra jest lekko natłuszczona, jakby po zastosowaniu oliwki. Efekt nawilżenia utrzymuje się przez kilka dni, koniec z suchą skórą. :-)

Opakowanie - poręczny słoiczek. Bardzo wygodne rozwiązanie, z tubki nie zawsze można wydobyć produkt do samego końca.Jest bardzo wydajny, a biorąc pod uwagę to, że działa naprawdę na długo, myślę, że nieprędko zamówię kolejny. Wiem jednak, że zamówię na pewno - jest to mój hit, jak na razie lepszego nie znalazłam. 
Wam też polecam! :-)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Mariza Selective, satynowe cienie do powiek

Czasu coraz mniej, ale nie poddaję się i staram się wciąż kontynuować swoją przygodę z blogiem, bo nic nie daje takiego odpoczynku jak robienie tego, co kochamy, co nas pasjonuje... :-)

Dziś na warsztat - cienie do powiek, które znalazłam w paczuszce od firmy Mariza. Nim wypowiem się o produktach, parę słów o samej firmie.
Firma liczy sobie tyle latek ile Autorka tego bloga, a więc - 23. :-) Producent deklaruje, iż jego kosmetyki od zawsze są wytwarzane na bazie wyłącznie naturalnych składników. "Od wielu lat współpracujemy z renomowanymi producentami surowców kosmetycznych, którzy dostarczają nam wysokiej klasy komponenty kosmetyczne z atestami oraz certyfikatami analizy, (...) przeprowadzamy szereg testów i badań zapewniających ścisłą kontrolę i wysoką jakość naszych produktów. (...) Wszystkie nasze wyroby są przebadane dermatologicznie i mikrobiologicznie. Nie są testowane na zwierzętach."
Co ciekawe, od roku kosmetyki firmy Mariza, możemy zakupić u konsultantek, a jak dotąd na rynku sprzedaży bezpośredniej królowały głównie 2 duże firmy i kilka mniejszych. Z tego co się orientuję, konsultantek jest na razie niewiele, ale to chyba przez słabą rozpoznawalność tej marki, mnóstwo kobiet nie wie jeszcze nawet o jej istnieniu...

Do testowania dostałam cienie pojedyncze, których, o dziwo, nie znalazłam w ofercie na stronie internetowej. Są za to tutaj : Katalog Mariza Selective jesień/zima . Do wyboru są satynowe i matowe cienie. Ja dostałam satynowe, prezentują się one z dyskretnym pobłyskiem. W udziale przypadły mi : "Pudrowy róż" i (prześladująca mnie ;-)) "Śliwka". 
Pudrowy róż
Śliwka

Cienie mają bardzo intensywne kolory i naprawdę satynową formułę. Napigmentowanie jest poprawne, chociaż jeśli chce się uzyskać mocne i zdecydowane smokey eyes, trzeba się trochę napracować i namachać pędzlem. :-) 
Dosyć dużym mankamentem tych cieni jest ich konsystencja. Już jedno dotknięcie pędzelka kruszy cień i sprawia, że nadmiar nie tylko osadza się wokół pudełeczka, ale też powoduje, iż kosmetyk staje się mało wydajny, szybciej go ubywa. Jeśli ktoś jest fanem mocnego makijażu i często używa stałego zestawu kolorystycznego, może prędko zauważyć ubytek.
Sama aplikacja jest już przyjemna. Cienie ładnie się blendują, ale jak wspominałam wyżej - pierwsza warstwa jeszcze trochę prześwituje. 
Z bazą cienie zyskują na intensywności i trwałości - pozostają nietknięte jakieś 6-8 godzin. :-)
Zmywanie bezproblemowe - micelem lub mleczkiem.
Na zakończenie parę ciekawostek:
Powyżej zestawienie wszystkich "śliwek" jakie posiadam. Widać wyraźnie, iż cienie firmy Mollon i Mariza są najbliższe śliwce jeśli chodzi o barwę. Marizowa śliwka, to faktycznie śliwka, a nie zwykły fiolet. :-)
Bliźniacze opakowania cieni Mariza i Paese są dla mnie naprawdę dużym zaskoczeniem! Nie mam pojęcia czy firmy mają ze sobą jakikolwiek związek, jednakże opakowania są identyczne, czasem łatwo o pomyłkę z zakrętką!
A oto makijaż, jaki wyczarowałam dla Was z użyciem tych cieni. Chyba najbardziej śliwkowo-śliwkowy w moim życiu! ;-)

sobota, 5 listopada 2011

Flormar Supershine Miracle Colors U33 + Paczka od Marizy

Witajcie!
Dziś chciałabym Wam przedstawić, po dłuższej nieobecności, lakier, który jest moim faworytem od pewnego czasu. Oczywiście nie jest to raczej kolor polecany do pracy, gdzie obowiązuje dress code, ze względu na niecodzienną barwę. 
Lakier pochodzi z serii Supershine Miracle Colors - jest to seria lakierów Flormaru, z shimmerem, o unikalnym kolorach. 
Moją uwagę przyciągnął niezwykły kolor o nazwie TEAL. 
Teal to po angielsku określenie niebieskiego koloru z pięknym, zielonkawym odcieniem. Zagadkowy, trudny do określenia, ale szalenie przyciągający uwagę!
Lakiery duochromowe są hitem tegorocznej jesieni. Najmodniejsze kolory to zielenie, beże, turkusy i oberżyna. Lakiery duochromowe to lakiery o niejednoznacznej barwie. Najczęściej zależy ona od kąta padania światła, kiedy to możemy zaobserwować ten intrygujący efekt przechodzenia jednego koloru w drugi. Warto tu dodać, że każda kolejna warstwa działa na naszą korzyść, lakiery te często nie kryją przy pierwszej a nawet i drugiej warstwie. Ja nakładałam trzy warstwy. Kolorem wyjściowym, który pojawia się najczęściej jest TEAL - zielono-niebieski, z mnóstwem drobinek i czarną bazą.
Pod światło kolor przechodzi w fioletowy. Fiolet najczęściej i najwyraźniej zaobserwujemy w świetle słonecznym.
Tak, to wciąż ten sam kolor. :-) Tym razem już - w buteleczce fioletowy w 100%, a na paznokciach "teal" pomieszany z fioletowymi refleksami.
Zagadkowy i wzbudzający zainteresowanie. Niejednokrotnie zostałam złapana za rękę, by zainteresowana kobieta mogła dokładnie obejrzeć, jaki tak naprawdę jest to kolor. Zaraz po tym padało pytanie "gdzie taki kupiłaś??". ;-)
Lakier kosztuje 13 zł, jednak kolor U33 jest jedyny duochromem. Reszta kolorów nie jest już tak wyjątkowa, ale również warta uwagi. 
Lakier wygodnie się aplikuje dość szerokim pędzelkiem, jedna warstwa lekko smuży, ale nie pokrywa dostatecznie, więc i tak polecam nałożyć kolejną. Po kilku dniach niestety ściera się leciutko z końcówek.
Jest mały problem ze zmywaniem - drobinki shimmeru "szarpią" i zahaczają o wacik, dlatego możemy zastosować metodę opisywaną niedawno przez Kleopatre : "Zmywanie lakierów brokatowych"
Można też nałożyć top coat jako ostatnią warstwę, aby nadać paznokciom piękny połysk.
Trwałość - około 5-6 dni.
Lakier ten jest ulubieńcem wśród mojej pokaźnej kolekcji. :-)
Więcej pięknych zdjęć z udziałem tego lakieru znajdziecie na tym blogu : http://rebeccalikesnails.blogspot.com/2011/10/flormar-supershine-miracle-colors-u33.html

W zeszłym tygodniu dostałam też obfitą paczuszkę od firmy Mariza, w której znalazłam :

Oj, będzie testowania na najbliższe kilka dni! :-)